×
NAJNOWSZE SŁOWNICTWO POLSKIE
PORADNIA JĘZYKOWA UW
Zamknij

Nowi Użytkownicy

Dołącz do Obserwatorium!
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać hasła, komentarze i zdjęcia.
lub
Zarejestruj się tutaj

Obecni Użytkownicy

Zaloguj się na swoje konto
lub
Nie pamiętasz hasła?
Zobacz hasło

tabloidyzacja

Drukuj

W opowiadaniu The Secret History of World War 3 (Sekretna historia trzeciej wojny światowej) J. G. Ballard kreśli profetyczną, choć nieco przejaskrawioną wizję społeczeństwa doby mass mediów. Dla wielu z nas może to zabrzmieć znajomo: trzecia wojna światowa miała miejsce 27 stycznia 1995 r. między godziną 6.47 a 6.51 czasu wchodniego (J. G. Ballard) – i nikt tego nie zauważył.

tabloidyzacja Maria Markowska

Konflikt nuklearny, którego głównymi stronami były, rzecz jasna, USA i Rosja (Ballard napisał swoje opowiadanie w 1988 r.) nie wzbudził żadnego oddźwięku na świecie. Informacje na temat działań zbrojnych, podawane w mediach pośród tysięcy innych najważniejszych wiadomości z ostatniej chwili, przeszły niemal bez echa. Dlaczego tak się stało? Otóż, jak się okazuje, ludzie interesują się bardziej stanem zdrowia i życiem prywatnym swoich przywódców niż ich decyzjami politycznymi, a co więcej – konflikty militarne w gruncie rzeczy nie mają już żadnego znaczenia. Teraz bowiem wszystkie istotne sprawy rozgrywają się w mediach.

 

W takim świecie doniesienia o dobrym zdrowiu prezydenta łatwo mogą się okazać ważniejsze niż spory polityczne: nie tylko działają uspokajająco na obywateli, zapewniając stabilność społeczną, lecz także stymulują gospodarkę. Na prezydenta głosuje się zresztą dlatego, że „porządny z niego gość”, nie zaś ze względu na przedstawiany przezeń program. Nawet w trakcie trzeciej wojny światowej mass media zalewają debatę publiczną innymi, bardziej „gorącymi” tematami, sprawiając, że społeczeństwo – jak powiada narrator – jest w stanie w jakiś cudowny sposób zignorować dużo poważniejsze zagrożenia dla własnego dobrostanu (J. G. Ballard). Niemal identyczny zarzut możemy usłyszeć współcześnie z ust krytyków tabloidyzacji.

 

Jak przedstawia się historia tego zjawiska? W wydanej w 2006 roku książce Tabloid Britain. Constructing a Community Through Language (Tabloidowa Brytania. Tworzenie wspólnoty poprzez język) Martin Conboy twierdzi, że tabloidyzacja jako rozpoznawalny zespół tendencji zaczęła kształtować się około stu lat temu (M. Conboy). Istotnie, jako konkretne zjawisko historyczne, zrodzone w określonych warunkach technologicznych, kulturowych i politycznych, tabloidyzacja jest procesem, który daje o sobie znać w okolicach drugiej połowy XIX w., wraz z pojawieniem się tzw. penny press, czyli ‘prasy groszowej’. Na przełomie wieków gazety takie zaczęto nazywać tabloidami. Angielskie słowo tabloid pochodzi ze słownika medycznego, w którym oznacza silnie skondensowaną, łatwo przyswajalną pigułkę. Etymologia ta świetnie charakteryzuje treść gazet, które zyskały sobie takie miano. Tabloid bowiem przekazuje informacje uproszczone, podane przystępnie, często w sposób przejaskrawiony, mający na celu wzbudzenie sensacji. O tabloidyzacji mówimy wówczas, gdy rozmaite sfery życia społecznego – na przykład poważniejsza prasa, nauka, polityka, media czy ogólnie debata publiczna – nabierają takich cech. W tym sensie tabloidyzacja jest być może starsza od samych tabloidów.

 

Jej ślady możemy odnaleźć bowiem już w czasach rewolucji francuskiej, w których prasa rozkwitła jako demokratyczne narzędzie wymiany myśli oraz medium krytycznej informacji. Już wtedy – jak zauważa Bernard Poulet w książce Śmierć gazet i przyszłość informacjidziennikarze uprawiali politykę, a politycy dziennikarstwo (B. Poulet). Można tu dostrzec swoisty początek demokracji medialnej, w której zdolność zyskania poklasku wśród widzów często liczy się bardziej niż rzetelna analiza faktów. W okresie terroru, jak dodaje Poulet, publikacje poświęcone debatom politycznym, często oparte na niesprawdzonych informacjach lub motywowane partykularnymi interesami, wysłały niejednego podejrzanego na szafot (B. Poulet) ku trwożliwej radości tłumu. Cóż, takie były czasy – a jednak coś nam po nich zostało, biorąc pod uwagę, że również dzisiaj media, jak mówimy, „ferują wyroki” i choć rzadko powodują stratę głowy, wielu straciło przez nie twarz. Skoro już mowa o gilotynie, warto wspomnieć, że równolegle z treścią aktualnych sporów politycznych dzienniki czasów rewolucji dostarczały ciekawskim czytelnikom – jak czytamy w Historii gilotyny Daniela Geroulda – sensacyjnych szczegółów na temat katowskich debiutów, wstrząsających wypadków przy dekapitacji, rekordowych dokonań, technicznych nowinek oraz pożegnalnych występów skazanych na szafocie (D. Gerould). Czy taka sytuacja nie przywodzi na myśl epoki tabloidów?

 

Zjawisko tabloidyzacji uwidocznia się dopiero na tle społeczno-politycznej misji gazet, która stanowiła wynalazek rewolucji francuskiej. Współcześnie tę właśnie misję uważa się za jedną z podstawowych funkcji prasy. Ci, którzy narzekają na postępującą tabloidyzację mediów, kierują się z reguły względami politycznymi, ubolewając nad niskim poziomem debaty publicznej lub procesem ogłupiania mas. Zdaniem krytyków tabloidyzacji dziennikarze, jak pisze Dorota Piontek, dostarczają nie tych informacji, które są istotne z punktu widzenia dokonywania świadomych i racjonalnych wyborów przez zaangażowanych obywateli (Znak), skupiając się na życiu osobistym znanych ludzi, kreowaniu sensacji i graniu na emocjach. Poulet zauważa, że Amerykanie ukuli nawet pojęcie infotainment (information, ‘informacja’ + entertiment, ‘rozrywka’), żeby zdefiniować te nowe formy dziennikarstwa, które sprawiają, że widz sam już nie wie, co jest widowiskiem, a co informacją (B. Poulet).

 

Jeśli jednak tabloidyzacja sprowadza się właśnie do pomieszania rzetelnej debaty z widowiskiem, to szukając jej historycznych śladów, możemy się w istocie cofnąć aż do starożytności. Okazuje się, że już w IV w. p.n.e. Platon krytykował swoistą tabloidyzację polityki, tworząc w Prawach, swoim najbardziej politycznym dziele (L. Strauss), pojęcie teatrokracji (gr. theatrokratia), czyli ‘rządów teatru’. Zdaniem filozofa ryzyko teatrokracji, rządów niewykształconej i pozbawionej wstydu publiczności, nieuchronnie unosi się nad demokracją. Dlaczego? Ponieważ wymaga ona wysłuchania wszystkich obywateli, którzy chcą zabrać głos, niezależnie od tego, jakie mają kompetencje. I ponieważ sprzyja sytuacji, w której zbiorowość jako całość staje się trybunałem rozstrzygającym o tym, co właściwe.

 

Platon, co prawda, nie mówi o tym wprost. Główna postać Praw, nazwana wymownie Ateńczykiem, opowiada historię muzyki, do złudzenia przypominającą dwudziestowieczne opowieści o narodzinach kultury masowej. W dawnych czasach, jak wspomina Ateńczyk, muzyka była podzielona na różne style i gatunki, ujęte w ścisłe prawidła. Słuchała jej wykształcona i kulturalna publiczność, która uważała za właściwe w milczeniu wszystkiego wysłuchać do końca. Krzyki, gwizdy i oklaski tłumu, zwłaszcza chłopów i rzesz pospólstwa, nie miały żadnego wpływu na twórczość artystyczną. Z czasem jednak niektórzy poeci, ku niezadowoleniu Ateńczyka, zaczęli łamać prawa obowiązujące w muzyce, wprowadzając do niej coraz większy chaos. Czynili tak, ponieważ starali się sprostać niewytrenowanym gustom szerokiej publiczności, sądząc, że w muzyce nie ma niczego, co by rozstrzygało o jej wartości, lecz że najsłuszniej jest oceniać ją na postawie przyjemności, jaką sprawia słuchaczom, niezależnie od stopnia ich kultury. Właśnie tym sposobem doprowadzili oni do sytuacji, w której zamiast tego, żeby rządzili najlepsi, rozpanoszyły się podłe rządy teatralnej publiczności (Platon).

 

Ateńczyk mówi tu o prawach, rządach i porządku, nie pozostawiając najmniejszych wątpliwości co do tego, że jego opowieść o muzyce należy potraktować jako alegorię życia publicznego. W istocie, jak słusznie zauważa Werner Jaeger, dopatruje się on początków upadku Aten w zepsuciu muzyki i poezji, które z kolei zniszczyła dowolność i brak dyscypliny (W. Jaeger). Współcześnie granice między rozmaitymi rodzajami prasy ulegają analogicznemu zatarciu, jak granice gatunków muzycznych w Prawach. I tak jak starożytna muzyka przekształciła się w kakofonię, tak też dzisiejsza prasa stała się „szumem informacyjnym”. Platona najbardziej martwi jednak to, że w warunkach teatrokracji przejrzystość racjonalnej dyskusji zostaje zakłócona przez pełne efektownych sztuczek widowisko, którego aktorzy odwołują się przede wszystkim do emocji i pragnień, zapominając o granicach przyzwoitości. Teatrokracja wiedzie ponadto do zupełnego rozmycia autorytetu, który w obliczu postępującej swobody obyczajowej miał szansę odegrać rolę ostatniego strażnika stabilności i poziomu debaty publicznej. Z poglądów tych poetów – jak gorzko podsumuje Ateńczyk – wzięło u nas swój początek urojenie, że wszyscy znają się na wszystkim, i łamanie wszelkich praw, a w ślad za tym przyszła swawola (Platon). Niemal dwa i pół tysiąca lat później Bernard Poulet, którego mieliśmy już okazję cytować, wysunie analogiczny zarzut pod adresem współczesnego świata mediów: Dzisiaj, w czasach, w których dominuje logika księgowych i marketing, stawiający nie na poważną informację, ale na spektakularność, komentator staje się nielubianym i wymierającym gatunkiem. Przedkłada się nad niego dziennikarza „ogólnotematycznego”, który zajmuje się powierzchownie każdą sprawą (Poulet).

 

Czasy, w których niemal każdy może się wypowiadać na dowolny temat, w których miarą autorytetu niejednokrotnie okazuje się popularność i zdolność docierania do publiczności, często stawiającej emocje wyżej niż przekonania – to właśnie czasy tabloidyzacji, która, tak jak Platońska teatrokracja, rodzi się pod rządami tłumu, zarazem dostarczając środków manipulowania nim. W czasach panowania środków masowego przekazu, a właściwie globalnej rywalizacji między ich różnymi rodzajami, zarówno prasa, jak i polityka muszą sięgać po tabloidowe chwyty, walcząc o uwagę widzów. Politycy tymczasem, starając się zyskać poparcie wyborców, niejednokrotnie odwołują się do wizji świata określanych współcześnie mianem postprawdy. Być może jednak taka właśnie jest cena, którą musimy płacić za wszelkie formy demokratycznego życia publicznego? Coś w tym jest, skoro już w czasach kształtowania się pierwszej na świecie demokracji – na długo przed powstaniem przemysłu medialnego późnego kapitalizmu – jej widomo nękało zatroskanego losem polis Platona.


Jan Burzyński

publikacja: 27.02.2013, 23.21, ostatnia aktualizacja: 29.01.2017, 01.37


Źródła cytatów:

J.G. Ballard, The Complete Short Stories, London 2001.

M. Conboy, Tabloid Britain. Constructing a Community Through Language, New York 2006.

D. Gerould, Historia gilotyny, przeł. A. Kruczkowska, Gdańsk 1996.

W. Jaeger, Paideia, przeł. M. Plezia, H. Bednarek, Warszawa 2001.

D. Piontek, „Tabloidyzacja i dziennikarstwo”, Znak, marzec 2011, nr 670.

Platon, Prawa, przeł. M. Maykowska, Warszawa 1997.

B. Poulet, Śmierć gazet i przyszłość informacji, przeł. O. Hedemann, Wołowiec 2011.

L. Strauss, The Argument and the Action in Plato's Laws, Chicago 1975.

facebook